środa, 19 maja 2010

Interakcje 2010, dzień piąty - relacja

Kurt Johanessen z Norwegii za podstawę swojej pracy uważa obecność w danej chwili. Czwartego wieczoru Interakcji zastaliśmy go leżącego na białych kartkach rozłożonych na posadzce Ody. W ustach trzymał pęk spływających do ziemi jak fontanna drutów. Na ich końcach były przywiązane ołówki. Artysta pozostawał nieruchomy jakby w śpiączce. Każde najmniejsze drgnięcia, skurcze mięśni, powodowały zostawianie śladów przez ołówki, kojarzących się z wykresem pracy serca na elektrokardiogramie. Johanessen zaproponował bardzo estetyczny i intymny performance. Przez jakiś czas leżał w rogu sali podczas gdy w innych jej częściach odbywały się już kolejne akcje. Artysta gdy uznał, że skończył występ, wstał i niepostrzeżenie dołączył do pozostałych widzów.
Następnego dnia Johanessen zaskoczył nas zupełnie inny podejściem do performancu. Zaprosił nas do swojego Biura Wystaw Włosów. Zasiadł za stolikiem, na którym leżały stosy papierów, dokumentów i zachęcał do oddawania mu po jednym włosie. Ofiarodawca podpisywał się na liście imieniem i nazwiskiem, datą urodzenia i adresem. Artysta wtajemniczył widzów, że ma zamiar zbierać włosy po całym świecie i utworzyć z nich później katalog. Oczywiście ofiarowałam mu swój włos, dzięki czemu poczułam się tak jakbym zostawiła dla potomnych ślad po sobie, przedłużyła własne istnienie i przełamała anonimowość.

Alicja Pertkiewicz

Rita Maruhaug to działająca od 20 lat artystka pochodząca z Norwegii. W performancie opierająca swoje działania o podstawowe narzędzie jakim jest ciało przy minimalnym użyci rekwizytów. Tak też się stało czwartego i piątego dnia festiwalu, kiedy to prezentowała nam w performancie Norvick Liquid swoje odczucia na temat values czyli różnie rozumianej wartości.
W czwartek artystka wyszła do publiczności ubrana w biały lekki strój, zaczęła się przechadzać podczas gdy z rękawów wysypywały się jej norweskie monety. Kiedy usłyszeliśmy brzęk ostatniej korony performerka wyszła, a publiczność rzuciła się by pozbierać pieniądze. Podobnie oszczędna w środkach okazała się akacja przeprowadzona przez nią następnego dnia. Maruhaug wyszła znów w białym stroju i milcząc stanęła. Patrzyła w oczy widzów. W pewnym momencie jej twarz nabrała rumieńców a my ujrzeliśmy powiększającą się miedzy jej nogami czarną plamę. Była to oleista przypominająca ropę naftową ciecz. W rozmowie performerka wyjaśniła mi, że jej performance dotyczą przemyśleń na temat tego jak to jest, że coś może mieć wartość, dlaczego ma wartość, jaką wartość może uzyskać i że ta wartość może być różna w różnych okolicznościach. Co ma wartość dla mnie a co dla Ciebie?

Wielu na pewno nie mogło się doczekać zaplanowanego na ostatni dzień festiwalu występu grupy Restauracja Europa składającej się z organizatorów Interakcji: Stanisława Piotra Gajdy, Gordiana Pieca, Mariusza Marchlewicza.
W oświetlonej jedną żarówką przestrzeni galerii ujrzeliśmy estetyczny obraz, na który składały się następujące elementy: stół nakryty czarną płachtą, z dwiema metalowymi wypełnionymi wodą miskami, po obu stronach stołu stali dwaj mężczyźni ubrani w czarne garnitury, białe koszule i czarne krawaty, kilka kroków od stołu w centrum kompozycji był trzeci równie elegancko ubrany mężczyzna. Akcja rozpoczęła się powoli, w pełnym skupieniu mężczyźni przy stole jednocześnie sięgnęli po białe płachty leżące pod stołem i rozłożone unieśli w górę tak, że całe ich postacie zostały przysłonięte. Ciszę rozproszył dźwięk odbijanej o posadzkę, przez trzeciego mężczyznę, białej piłeczki pingpongowej. Ten rytmiczny odgłos odbijania towarzyszył wystąpieniu już do końca. Mężczyźni złożyli płachty, położyli je na stole i pochylając się oparli ręce o krawędzie stołu po to by na raz zanurzyć na dłuższą chwilę w wodzie swoje twarze. Czynność te powtórzyli jeszcze trzy razy. Wyprostowali się, narzucili płachty na głowy by delikatnie się osuszyć. Następnie zamoczyli je w miskach, wykręcili, strzepnęli u wrócili do pozycji z rękami w górze, od której rozpoczęli całą akcję. Wtem piłeczka potoczyła się po posadzce, a mężczyźni upuścili płachty. Tak zakończył się ten iście teatralny, mający charakter ascetycznego rytuału performance.

Alicja Pertkiewicz

XII Festiwal Interakcje w Piotrkowie Trybunalskim zakończył oczekiwany występ Jana Świdzińskiego, polskiego artysty współczesnego, intermedialnego, twórcy sztuki kontekstualnej, performera, krytyka sztuki i filozofa.

Starszy mężczyzna powitał z pełnym ciepła uśmiechem publiczność i usiadł na ustawionym do niej przodem krześle. Na ścianie za nim pojawił się tekst, który artysta zaczął wygłaszać na przemian w języku polskim i angielskim w trakcie dotykając swojej twarzy dłońmi, wskazując coś w przestrzeni i na koniec wykonując rękami okrężne ruchy wolno i coraz szybciej. Treść wypowiedzi kluczowa dla performancu brzmiała następująco: Naturalne – nienaturalne? Co jest na początku a co na końcu? Absurdy idą ze sztuki do życia i z życia do sztuki.” Nic dodać, nic ująć. Performance został nagrodzony gromkimi brawami i okrzykami zachwytu. XII Międzynarodowy Festiwal Interakcje dobiegł końca. I ja i inni widzowie nie możemy doczekać się kolejnego festiwalu już za rok.

Alicja Pertkiewicz

Interakcje 2010, dzień czwarty - relacja

Czwarty dzień festiwalu rozpoczął w przestrzeni miejskiej o 12:00 Waldemar Piórko. Ten młody artysta wybrał do swoich działań chodnik przy skrzyżowaniu ulic Grota Roweckiego z Dąbrowskiego. W roboczej, odblaskowej kamizelce wyrwał kilka płyt chodnikowych i zaczął kopać dół. Kiedy ów dół uzyskał właściwą głębokość performer wszedł do środka tak, że ponad ziemię wystawała mu tylko głowa. Wtedy to do pracy zabrali się kuratorzy Interakcji, doświadczeni artyści urządzili „nowicjuszowi” inicjację, obcinając mu jego długie włosy. To były swoiste postrzyżyny. Stało się tak dlatego, że choć Waldemar Piórko już od czterech lat zajmuje się performancem, to nigdy wcześniej nie brał udziału w festiwalu performancu. Od teraz dołącza do grona „dorosłych” performerów.
Alicja Pertkiewicz

piątek, 14 maja 2010

Interakcje 2010, dzień trzeci - relacja

Trzeci dzień festiwalu: środa, 12 maja 2010 roku, godz.14.00

Ośrodek Działań Artystycznych , ul Dąbrowskiego 5

Trzeci dzień Interakcji rozpoczął o godz. 14.oo blisko czterogodzinny pokaz performance Eglantine Chaumont – belgijskiej artystki, absolwentki studiów scenograficznych. Jej działanie polegało na zdejmowaniu gipsowych odcisków z fragmentów ciała i poszczególnych póz. „Moje obecne poszukiwania mają na celu dokładne opisanie ciała w czasie i przestrzeni, zatrzymanie jednego konkretnego momentu jego egzystencji wraz z odpowiadającym śladem, odcisnąć to, czym jest moje ciało i czym już nigdy więcej nie będzie, budując fundamenty pod intymny wrażliwy związek z materią” – z nadesłanego przez artystkę steatments. W opustoszałej, oczyszczonej przestrzeni galerii ODA, bosa Chaumount, w długiej prostej sukni przygotowywała w czarkach materiał na kolejne odlewy, w skupieniu odmierzając proporcje wody, gipsu, piasku. Kolorystyka sytuacji - malarska, naturalna „ziemna”, przezroczystości naczyń, sylwetka performerki, jej ruch, gesty, spojrzenia budowały wyrafinowanie sytuacji, subtelność doznań uczestników. Momenty oczekiwania na związanie, utwardzenie materiału na ciele artystki odliczały jej pełne spokoju spojrzenia, drżenia mięśni. Kolejne odlewy – odbicia w geście daru wręczała obserwatorom.

Jest sztuka, która wymaga często komentarza teoretycznego, można o niej pisać dużo, konotować, definiować, zestawiać, poszukiwać nowych kontekstów. Przy tym wystąpieniu wszelkie dopowiadanie i przegadywanie wydaje się być nie na miejscu. Zbudowany przez Eglantine magnetyzm sytuacji inspirował do własnych przemyśleń, osobistych interpretacji, reakcji. Dla mnie osobiście zdarzenie to miało coś w sobie z alchemii… nie miałem tu do czynienia z odbiciem cielesności, ale wewnętrznego stanu, myśli artystki.

Maciej H. Zdanowicz

Trzeci dzień festiwalu: środa, 12 maja 2010 roku, godz.18.00

Ośrodek Działań Artystycznych , ul Dąbrowskiego 5

W ramach drugiej odsłony Off Interakcji mieliśmy okazję zobaczyć pokaz kolejnego studenta Katedry Intermediów krakowskiej ASP - Justyny Górowskiej. Performerka wkroczyła na miejsce akcji prawie naga, owiązana białą wstęgą, z ochraniaczami na nogach; na głowie z założonym metalowym obiektem, którego forma przypominała coś na kształt ostrosłupa – dzioba. Na wysokości pępka Górowska miała przewiązany przezroczysty worek wypełniony solą, zakończony na dole cewką, zwisający bezwładnie. Studentka poruszała się po przestrzeni sali na czworakach, z obiektem – maską, której szczyt opierał się na ziemi, jednocześnie wyznaczając kierunek jej ruchu. Wyciskając sól z umieszczonego między nogami zbiornika pozostawiała po sobie ślad w postaci nieregularnej linii. Rysowana forma była zbudowana za pomocą dwóch trójkątów zwróconych wierzchołkami ku sobie, jakby odbitych względem wyznaczonej jeszcze przed początkiem akcji linii symetrii. Pierwszy rysowany linią ciągłą, drugi Górowska w trakcie nanoszenia częściowo zdmuchiwała pozostawiając po sobie ślad w postaci nieregularnych plam. Po zakończonej akcji performerka wolnym krokiem wyszła z sali.

KNSWEW

Jako druga wśród wieczornych pokazów wystąpiła Kana Fukushima. Był to jej drugi performance na tegorocznych spotkaniach. Miejsce akcji stanowił stolik naprzeciwko oddalonych od niego w sporej odległości otwartych drzwi. Na blacie znajdowała się bryła lodu. Performerka wkroczyła na miejsce akcji pochylając się nad zmrożonym obiektem i kładąc na nim książkę. Obchodziła stół spijając topniejący lód, którą następnie przenosiła w ustach na zewnątrz, spluwając go za drzwiami. Z każdym następnym razem budowała się złość, napięcie performerki czego wyrazem była nabierająca szybkości, ekspresji akcja i co raz głośniej wydmuchiwane, wykrzykiwane słowa – pojęcia japońskie związane z naturą (chmura, woda, lód, słońce itd.). W finale Fukshima w furii i histerii wyrzuciła bryłę lodu na zewnątrz galerii.

KNSWEW

Waldemar Piórko to młody polski performer pochodzący z Cieszyna. Mówiąc o swoich działaniach zaznacza, iż najbliższą mu problematyką jest ciało w rozumieniu organizmu kulturowego, kreowanego przez kulturę. Tego wieczoru był ubrany na biało w koszulę i lekki garnitur. W butonierce miał nożyczki. Występ rozpoczął ułożeniem na stoliku kilkunastu szpulek białej podobnej do nici gumki. Jedyny komunikat, który padł z ust performera był zdaniem: „Jeżeli ktoś nie chce brać udział w moim performance niech wyjdzie”. Piórko z igłą i nitką przewleczoną przez własne spodnie i garnitur począł zszywać, przyszywać do siebie kolejnych uczestników spotkania. W efekcie powstała sieć, plątanina związanych ze sobą osób, w centrum której znajdowała się osoba Piórki. Podczas finału akcji performer wyswobodził się z ubrania pozostawiając połączonych ze sobą ludzi szybko podnoszących nożyczki i rozcinających między sobą połączenia.

Alicja Pertkiewicz

Czy protokół jest potrzebny? Czym jest Normal Performance Artist? Pytania te zadaje Carlos Liavata – temperamentny Hiszpan. W swym performance wraz z Fausto Grossim zbudował sytuację naturalnie wnikającą w ciąg wszystkich wydarzeń festiwalowych tego dnia. Siedząc przy podzielonym na pół stoliku, prowadzili pisemny dialog na wzór konwersacji internetowych („ Facebook”). Niezwykle długa, niezwyczajna w formie rozmowa prowadzona była w języku angielskim i hiszpańskim. Każda zapisana kartka opatrywana była stemplem „Normal Performance Artist” i podpisami artystów. Wzbudzali powszechne zaskoczenie. Zdarzenie to poruszało kilka ważnych kwestii: istnienia w świecie protokołów porządkowych, uśredniających, ujednolicających zachowania i procedury, jak również kontaktów międzyludzkich. Liavata zadaje pytanie: czy cyber kontakty to nadal prawdziwe relacje? Jak sam twierdzi: najistotniejsze w rozmowie do dotyk niosący za sobą więcej informacji niż słowo. By to zobrazować na koniec artyści rozegrali symboliczną walkę na procę i rękawice bokserskie.

Katarzyna Gwoździk

Hillaro Alvarez (Hiszpania) rozpoczął akcję od pokazu slajdów dokumentujących swoje rzeźby. Prezentacja ta nie posiadała określonego klucza jeżeli chodzi o dobór prac. Po jej zakończeniu podniósł z ziemi papierową torbę, z którą skierował się do publiczności. Z niej wciągał opakowane w gazetę przedmioty, opatrzone napisami: „Open it. Watch it. Think about it. Feel it. Give it back to me”. Słowa te wypowiadał także sam artysta raz w języku angielskim, raz w hiszpańskim. Rozdane przedmioty były prezentowanymi z rzutnika obiektami Alvareza. Uczestnicy zdarzenia obserwowali rzeźby, dotykali je, doświadczali. W tym czasie performer rozłożył w równych dwóch rzędach pięć foliowych worków, w które to następnie wkładał z niezwykłym pietyzmem, namaszczeniem zwracane przez publiczność rzeźby. Kiedy wszystkie znalazły się już wewnątrz, artysta wziął młotek, którym począł ze stoickim spokojem rozbijać poszczególne prace, jak gdyby była to taka naturalna kolej rzeczy. Po dokonanym akcie destrukcji wszystko znalazło się w koszu. Tu pojawiają się pytania artysty: czym jest sztuka? czy stworzonym produktem, obiektem? może doświadczeniem, przeżyciem?

Katarzyna Gwoździk


Ostatnie zdarzenie należało do Brazylijczyka Marcusa Viniciusa – niesamowicie oddziałującego na zmysł wzroku i słuchu. W sali, w której odbywał się performance znajdowały się wiadra: podwieszone do sufitu - przedziurawione i ustawione na ziemi –całe. Artysta ubrany w biały kombinezon w gumowych rękawiczkach podstawiał drabinę pod wiszące wiadra i wlewał do nich wodę z pojemników znajdujących się na podłodze. Przez przewiercone otwory skapująca, spływająca woda wydawała w różnym natężeniu i rytmie metaliczny, krystaliczny dźwięk przypominający tykanie zegara. Po każdym nalaniu wody performer odchodził, siadał i spoglądał na to zjawisko. Ostatnia część akcji polegała na usypaniu przez Viniciusa przy użyciu szarego proszku napisu „time”. Każdą literę obwodził językiem. Na koniec spłukał się wodą z każdego wiadra, umył ręce i wyszedł.

czwartek, 13 maja 2010

Interakcje 2010, dzień drugi - relacja

Drugi dzień festiwalu: 11 maja 2010, godz.12.00

Ośrodek Działań Artystycznych, ul. Dąbrowskiego 5

W południe rozpoczęła się akcja „Autoportret” Anny Seagrave – brytyjskiej artystki zajmującej się performance, malarstwem, instalacją, wcześniej tancerki. Na działanie składały się prezentacje multimedialne z dokumentacją wykonanego już performance, wystawa temper będąca przeniesieniem na pole malarstwa poszczególnych kadrów z prezentowanych filmów i interakcja z publicznością – swego rodzaju zaplanowane działanie twórcze polegające na współtworzeniu sytuacji z artystką. Wydarzenie zapoczątkowało obejście wyeksponowanych na krzesłach autoportretów malarskich prowadzących do obrazów wideo, na którą składały się przede wszystkim dwa wizerunki nagiej artystki z krzesłem: stojącej na głowie i poszukującej odpowiedniej pozycji do znalezienia równowagi na krawędzi siedziska. W rozumieniu artystki autoportret to nie przedstawienie swojej zewnętrzności, a obraz duszy. W pracach akcentuje obrys własnego ciała, który następnie wypełnia znaczeniami. Charakterystyczny motyw to przede wszystkim pojawiająca się wszędzie głowa konia – z którym to zwierzęciem utożsamia się Seagrave. Artystka zaprosiła publiczność do podzielenia się sobą i wykonania własnych prac opartych na obrysie swoich dłoni, bądź stóp wrysowując następnie to, co w największym stopniu może każdego z nich określić. We wstępie Seagrave mówiąc o multimedialności, transmedialności swojej sztuki, eksponowała wątek ciągłego wyrażania siebie, ciągłego procesu przetwarzania własnej osoby, wnętrza, poszukując tym samym odpowiedzi na pytania: „Ile z osobistej tożsamości powinno być rozpoznane by praca była autoportretem?”

teksty: Koło Naukowe Studentów Wydziału Edukacji Wizualnej (Katarzyna Gwoździk, Karina Madej, Alicja Pertkiewicz, Urszula Skrok – Wolska, opiekun naukowy – mgr Maciej H. Zdanowicz)



Drugi dzień festiwalu: 11 maja 2010, godz.18.00

Ośrodek Działań Artystycznych, ul. Dąbrowskiego 5

Nieobecność Martina Molinaro artysty mającego pojawić się dzisiejszego dnia na festiwalu sama w sobie była swoistym performancem. Argentyńczyk ze względu na otrzymanie grantu twórczego na realizację innego projektu musiał zrezygnować z przyjazdu do Polski. Przesłał jednak dokładną instrukcję tekstową z uzupełniającą animacją przeprowadzenia akcji i jej obiekt – sześcian 28x28 cm o nazwie„F28” . Sześcian jest bryłą drewnianą złożoną z dwóch elementów: prostopadłościanu o boku prostokąta 7x28 o nazwie „F7”, oraz tego, co po nim zostaje – coś na kształt dwóch miniaturowych stopni. W założeniu Molinaro akcja ma obejmować podejście performera do obiektu, bez odrywania nóg od ziemi wyłączenie z „F28” elementu „F7”, odłożenie go na bok, a następnie wejście po obu stopniach i przystanięcie by „pomyśleć na niebiesko”. Po tym performer może zeskoczyć i w razie potrzeby powtórzyć akcję. Prosty i niepozorny obiekt staje się pretekstem do umożliwienia doświadczenia innego stanu, wydawałoby się doświadczenia czegoś absurdalnego, wzniesienia niby tylko na 28 cm nad poziom ziemi. Skierowane przesłanie akcji do publiczności pozwala każdemu z uczestników festiwalu doświadczyć tego stanu oderwania w niebieskim choć na moment. Dla mnie to lapidarne działanie odnoszące się w dużym stopniu do praktyk konceptualnych zamyka się w poetycką ramę haiku – subtelnie pozwala wyzbyć się na moment własnego „ja” pozostawiając doznać poczucia czegoś nieuchwytnego i ulotnego.

Maciej H. Zdanowicz

Kolejnym występującym był pochodzący z Kanady John Boeme – artysta realizujący działania „trans-dyscyplinarne” zawierające w sobie performance, elementy wideo i audio. Podejmuje w nich między innymi tematykę zachowań genderowych, analizując w szczególności pojęcie męskości. Niezapowiedziany wcześniej artysta, w ubraniu roboczym z nadrukiem „WORKING ARTIST”, wniósł na scenę deski, płytę pilśniową, narzędzia, krzesło. Przy dźwiękach szybko zmieniającej się, głośnej muzyki podjął budowę coś na kształt podestu. Pracy towarzyszyły stereotypowe męskie zachowania i gesty; Boeme wcielił się postać typowego fachowcy, nachalnie przy tym zaznaczając swoją obecność na sali. Po zakończonej pracy spocony przebrał się z roboczego ubrania w garnitur, białą niewyprasowaną koszulę, zawiązując fachowo krawat, skrapiając się przy tym obficie dezodorantem, wodą toaletową. Po ustawieniu krzesła na podeście dumnie zasiadł na nim przodem do publiczności i zaczynając od lewej strony przyglądał się jej. W jego spojrzeniu było coś na kształt zarówno dumy i kompleksu, pewności i niepewności, chęci utwierdzenia siebie w przekonaniu o własnej sile i poszukiwaniu potwierdzenia tego faktu na twarzach widzów. W przypływie nagłej agresji performer doszczętnie roztrzaskał podest i krzesło, by na koniec wyświetlić nagrany obraz wideo krzesła na podeście – wynik jego pracy – teraz już tylko wirtualny.

Karina Madej

Akcja Marcio Shimbakuro (Brazylia) wprowadziła nas w mistyczny wymiar światła, ciszy i ciemności, w przestrzeń pełną symboli i znaczeń, niezwykle subtelną i tajemniczą niedostępną naszym kluczom interpretacyjnym. „Mama” - niosący taki tytuł spektakl zdaje się być zaklęciem przywołującym ważną osobę dla artysty. Wprowadzona publiczność w przestrzeń poza światłem otoczyła centrum sali, którego obwód wyznaczała rozlana woda. Krzesło i stolik. W półmroku z końca sali wyszedł artysta w garniturze trzymający w jednej dłoni przedziwną konstrukcję dwóch szklanek i dwóch talerzy wypełnionych przezroczystym płynem. Cała jego postać mokra, ociekająca wodą. Poruszał się wolno, w niezwykłym skupieniu, a trzymane w jednej dłoni rekwizyty wydawały specyficzny dźwięk drżenia. Artysta wkroczył w krąg, zasiadł przed stolikiem i rozmieścił regularnie wspomniane talerze i szklanki oraz dwie paczki zapałek. Z jednej szklanki popijał wodę, z drugiej płyn przelał do talerza, w którym zapałka po zapałce w niesamowitej ciszy i spokoju prawą dłonią budował coś na kształt wieży. Lewą zapalając raz po raz, rozświetlał sobie pracę. Wypalone zapałki układał w górnej części stołu w regularnym rzędzie: dwie spalone, jedna cała, trzy spalone, jedna cała, cztery spalone, jedna cała. Po wykorzystaniu wszystkich elementów do budowy konstrukcji zapalił znajdującą się w talerzu ciecz wraz z wieżą, szybko zakrywając ją szklanką tym samym zduszając ogień. Czynność tą powtórzył w stosunku do pozostałego pudełka po zapałkach. Z zapałką w ustach i drugą zapaloną w dłoni opuścił miejsce akcji.

Katarzyna Gwoździk

W ramach tegorocznych INTERAKCJI zaplanowano scenę debiutantów – Off Interakcje. W tym roku prezentowana jest grupa studentów Katedry Intermedialnej Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie, studiująca performance pod kierunkiem Artura Tajbera i Arti Grabowskiego. Tego dnia jako pierwszy wystąpił Jakub Falkowski mający już za sobą ukończone studia aktorskie na krakowskiej PWST, studiujący równolegle reżyserię. Performer zaaranżował sytuację, w której zamykając się w mniejszym pomieszczeniu galerii zaprosił uczestników zdarzenia do środka pod warunkiem, iż przy każdej osobie będzie dokonywać na sobie okaleczenia żyletką, a sam uczestnik będzie składać przy świeżo powstałej ranie czytelny pełny podpis. Informowały o tym dwie plansze umieszczone na ścianie głównej sali Ośrodka Działań Twórczych. Reakcja okazała się być spontaniczna – do performera ustawiła się długa kolejka. Moment nacinania był rejestrowany kamera. Na twarzach uczestników można było zauważyć rozczarowanie: rany nie były głębokie, widok nie był krwawy, sam Falkowski za każdym razem pieczołowicie odkażał ciało i żyletkę wodą utlenioną. Nie było w tym spodziewanego dramatu. Po wszystkim Falkowski ze spuszczona głową wyszedł z pomieszczenia do publiczności. Jego brzuch i lewe ramię pokrywały cienkie nacięcia przy których widniały podpisy wchodzących. Jak powiedział: nie spodziewał się takiej reakcji publiczności, nie wierzył, że ktoś zdobędzie się na wejście i przyczynienie się do jego samookaleczenia.

Urszula Skrok - Wolska

Jako piąty tego wieczoru wystąpił Joan Casellas z Brazylii. Mówi o sobie: OZIM: Odwiedzający, Zbierający, Minimedialny. To permanentny fotograf, wykorzystujący medium jako dokument otaczającej rzeczywistości i własnej osoby. Performer rozpoczął swój występ od położenia na podłodze notebooka i dwóch pomarańczowych teczek. Następnie podchodząc do stłoczonych widzów zaprosił do robienia mu zdjęć wyrażając przy tym miłość do fotografowania i bycia fotografowanym. Uczestnicy nie tylko mogli sfotografować artystę, ale i ustawiać go do zdjęć, pozować wraz z nim, kazać mu odsłaniać ciało. Każde Casellas posłusznie wykonywał. Po zakończeniu pierwszej części wystąpienia performer podszedł do ściany i przykleił do niej kontaktowy adres mailowy, na który publiczność może nadsyłać wykonane fotografie do dokumentacji artysty. W drugiej części performer przechadzając się z notebookiem pokazywał wybranym osobom z publiczności zdjęcia wykonanego poklatkowo filmu przedstawiającego artystę w trakcie golenia. Następnie stanął na środku galerii trzymając w rękach wspomniane wcześniej teczki. Odsuwając od klatki piersiowej uniósł je do góry i stojąc na palcach zatoczył krąg wokół własnej osi powtarzając głośno sekwencję liczb od 1-10. Ostatnia część akcji Casellasa wywołała najwięcej emocji, gdyż artyście udało się namówić dwóch mężczyzn do rozebrania się wraz z nim i pozowania do zdjęć widzom.
Alicja Pertkiewicz

Ostatni tego wieczoru zaprezentował się Robert Alda (Polska/Norwegia) zajmujący się na co dzień performancem, fotografią, instalacją, malarstwem. Akcja rozpoczęła się w ciszy, ujrzeliśmy leżącego na kocu przed telewizorem artystę w masce psa. Nagle rozpoczęły się wiadomości ilustrujące aktualną sytuację w kraju. W miarę narastającej liczby tragicznych bądź bulwersujących wiadomości performer zaczynał reagować na nie całym swoim ciałem. Jego nerwowe ruchy łączyły w sobie cechy psa i człowieka. Co jakiś czas komentował wiadomości: „zostawcie mój dom”, „to za moje pieniądze”. W paradoksie społeczeństwa informacyjnego Alda odsłania ważny aspekt bombardowania nas wiadomościami, wyniszczania psychicznego i moralnego, znieczulenia na ból i krzywdę. Media w jego przekonaniu atakują naszą psychikę, osobowość, poczucie wartości i bezpieczeństwa, są agresywne i totalne.

KNSWEW

środa, 12 maja 2010

Interakcje 2010, dzień pierwszy - relacja

Pierwszy dzień festiwalu: 10 maja 2010, godz.18.00

Ośrodek Działań Artystycznych, ul. Dąbrowskiego 5


Międzynarodowy Festiwal Sztuki INTERAKCJE po raz dwunasty otwarty tradycyjnym „puszczeniem bąka”. Po oficjalnych wystąpieniach Dyrektora Festiwalu Stanisława Piotra Gajdy, Prezydenta Piotrkowa Trybunalskiego Krzysztofa Chojniaka nastąpiło wręczenie brązowego medalu Przemysławowi Kwiekowi za zasługi dla miasta akcentując tym samym jego pracę na rzecz animacji tutejszego życia artystycznego i promocję w kraju i za granicą.


Tego dnia zaproponowano trzy wystąpienia:


Pierwsze z nich zaprezentowała Kana Fukushima – japońska performerka, zajmująca się również instalacją, podejmującą w swojej sztuce tematy związane z naturą (również sytuacją kobiet). Od początku do końca działanie przeprowadziła w atmosferze skupienia, napięcia i ciszy. Akcja stała się swego rodzaju misterium, w którym współuczestniczyła zastygła w bezruchu publiczność. Pełne przejmujących, sugestywnych gestów i symboli performance stało się poruszającym obrazem postępującej degradacji natury i tym samym człowieka. Fukushima bez pospiechu wkroczyła na miejsce działania, w którym to znajdowała się wcześniej usypana ziemia i gałąź z kwitnącego drzewa. Zdjęła buty, podchodząc do ziemi zaczęła ją w geście ukłonu doświadczać dłońmi i włosami. Następnie wspierając się na gałęzi odgryzała jej liście i kwiaty, by potem leżąc na plecach starała się włożoną do ust po samo gardło gałąź utrzymać w równowadze. Nie mogąc tego do końca uczynić spazmatycznie oplatając się wokół gałęzi zataczała krąg w ziemi – mandalę. Sytuacja stała się źródłem cierpienia artystki, jej osobistą ofiarą w imieniu nas samych, a zarazem pięknym w formie, metaforycznym obrazem. Z nadesłanego przez Fukushimę statements: „Ziemia jest zła za agresję i zniszczenie, jaka powoduje stan, w którym człowiek jest panem wszechrzeczy, rozwoju i ewolucji, i słyszy płacz słońca”.


Fausto Grossi to energiczny artysta pochodzący z Włoch, a obecnie mieszkający w Hiszpanii. Jego twórczość opiera się na interwencjach artystycznych, akcjach w przestrzeni publicznej. Piotrkowska prezentacja artysty opierała się na dokumentacji filmowej i zdjęciowej artysty z przeprowadzonego działania. Odautorski komentarz zaaranżowano w sytuację na wzór programów „gotuj na ekranie”. W 2001 roku Grossi wyprodukował makaron wykorzystujący identyfikację wizualną Muzeum Sztuki Współczesnej w Bilbao, który to następnie sprzedawał w pobliskim sklepie z pamiątkami w paczuszkach opatrzonych napisem „Cuestion de pasta” („Pytanie makaronu”). Akcja spotkała się z natychmiastowym podjęciem kroków prawnych przez adwokatów szacownej instytucji. Artysta odsłonił nam korporacyjny charakter współczesnego świata kultury. Na przykładzie instytucji mającej zajmować się przede wszystkim upowszechnianiem sztuki wykazał jej komercyjny, „jarmarczny” charakter, handlującej gadżetami i pamiątkami, zaciekle broniącej swej korporacyjnej tożsamości. Grossi zwrócił uwagę na podwójność znaczeniową słowa „pasta” w języku hiszpańskim - „makaronu” i „hajsu, forsy”. W tym przypadku pieniądze stały się dla współczesnej instytucji sztuki ważniejsze niż trzeźwa diagnoza i działanie artysty. „Wysmażone” nam pytania przez Grossiego: gdzie zaczyna się, a gdzie kończy sztuka?, jak określić to, co nazywamy wolnością artystyczną?


Wystąpienie Jakuba Palacza – absolwenta krakowskiej PWST, aktora teatralnego, dramaturga było swego rodzaju improwizacją. „Free Style Performance” stało rodzajem interwencji artystycznej odbywającej się na oczach widzów w amerykański film – typową, banalną historię z gatunku sensacji, trochę fantastyki, „mordobicia”. Swoista gra, którą uprawia Jakub Palacz, rozpoczęła się już na samym początku, wyświetlonym prowokującym do uczestnictwa interfejsem z gry komputerowej – zaproszeniem widzów do akcji. Przy wyciszonej ścieżce dźwiękowej filmu, nie zmieniając biegu poszczególnych scen, artysta dokonał własnego podkładu dialogowego, wcielając się w postać lektora – didżeja serwującego nam performance z Jeanem Cloudem Van – Dammem w roli głównej. Sens filmu został kompletnie zmieniony. Podczepiając się niczym wirus komputerowy do obrazu Palacz obnażył paradoksy współczesnej popkultury, miałkość przemysłu kulturowego, jego groteskowość, absurdalność i śmieszność. Powstała na oczach publiczności hybryda mimo potoków krwi na ekranie okazała się być niczym prawdziwym, tylko performance.


teksty: Koło Naukowe Studentów Wydziału Edukacji Wizualnej (Katarzyna Gwoździk, Karina Madej, Alicja Pertkiewicz, Urszula Skrok – Wolska, opiekun naukowy – mgr Maciej H. Zdanowicz)