piątek, 14 maja 2010

Interakcje 2010, dzień trzeci - relacja

Trzeci dzień festiwalu: środa, 12 maja 2010 roku, godz.14.00

Ośrodek Działań Artystycznych , ul Dąbrowskiego 5

Trzeci dzień Interakcji rozpoczął o godz. 14.oo blisko czterogodzinny pokaz performance Eglantine Chaumont – belgijskiej artystki, absolwentki studiów scenograficznych. Jej działanie polegało na zdejmowaniu gipsowych odcisków z fragmentów ciała i poszczególnych póz. „Moje obecne poszukiwania mają na celu dokładne opisanie ciała w czasie i przestrzeni, zatrzymanie jednego konkretnego momentu jego egzystencji wraz z odpowiadającym śladem, odcisnąć to, czym jest moje ciało i czym już nigdy więcej nie będzie, budując fundamenty pod intymny wrażliwy związek z materią” – z nadesłanego przez artystkę steatments. W opustoszałej, oczyszczonej przestrzeni galerii ODA, bosa Chaumount, w długiej prostej sukni przygotowywała w czarkach materiał na kolejne odlewy, w skupieniu odmierzając proporcje wody, gipsu, piasku. Kolorystyka sytuacji - malarska, naturalna „ziemna”, przezroczystości naczyń, sylwetka performerki, jej ruch, gesty, spojrzenia budowały wyrafinowanie sytuacji, subtelność doznań uczestników. Momenty oczekiwania na związanie, utwardzenie materiału na ciele artystki odliczały jej pełne spokoju spojrzenia, drżenia mięśni. Kolejne odlewy – odbicia w geście daru wręczała obserwatorom.

Jest sztuka, która wymaga często komentarza teoretycznego, można o niej pisać dużo, konotować, definiować, zestawiać, poszukiwać nowych kontekstów. Przy tym wystąpieniu wszelkie dopowiadanie i przegadywanie wydaje się być nie na miejscu. Zbudowany przez Eglantine magnetyzm sytuacji inspirował do własnych przemyśleń, osobistych interpretacji, reakcji. Dla mnie osobiście zdarzenie to miało coś w sobie z alchemii… nie miałem tu do czynienia z odbiciem cielesności, ale wewnętrznego stanu, myśli artystki.

Maciej H. Zdanowicz

Trzeci dzień festiwalu: środa, 12 maja 2010 roku, godz.18.00

Ośrodek Działań Artystycznych , ul Dąbrowskiego 5

W ramach drugiej odsłony Off Interakcji mieliśmy okazję zobaczyć pokaz kolejnego studenta Katedry Intermediów krakowskiej ASP - Justyny Górowskiej. Performerka wkroczyła na miejsce akcji prawie naga, owiązana białą wstęgą, z ochraniaczami na nogach; na głowie z założonym metalowym obiektem, którego forma przypominała coś na kształt ostrosłupa – dzioba. Na wysokości pępka Górowska miała przewiązany przezroczysty worek wypełniony solą, zakończony na dole cewką, zwisający bezwładnie. Studentka poruszała się po przestrzeni sali na czworakach, z obiektem – maską, której szczyt opierał się na ziemi, jednocześnie wyznaczając kierunek jej ruchu. Wyciskając sól z umieszczonego między nogami zbiornika pozostawiała po sobie ślad w postaci nieregularnej linii. Rysowana forma była zbudowana za pomocą dwóch trójkątów zwróconych wierzchołkami ku sobie, jakby odbitych względem wyznaczonej jeszcze przed początkiem akcji linii symetrii. Pierwszy rysowany linią ciągłą, drugi Górowska w trakcie nanoszenia częściowo zdmuchiwała pozostawiając po sobie ślad w postaci nieregularnych plam. Po zakończonej akcji performerka wolnym krokiem wyszła z sali.

KNSWEW

Jako druga wśród wieczornych pokazów wystąpiła Kana Fukushima. Był to jej drugi performance na tegorocznych spotkaniach. Miejsce akcji stanowił stolik naprzeciwko oddalonych od niego w sporej odległości otwartych drzwi. Na blacie znajdowała się bryła lodu. Performerka wkroczyła na miejsce akcji pochylając się nad zmrożonym obiektem i kładąc na nim książkę. Obchodziła stół spijając topniejący lód, którą następnie przenosiła w ustach na zewnątrz, spluwając go za drzwiami. Z każdym następnym razem budowała się złość, napięcie performerki czego wyrazem była nabierająca szybkości, ekspresji akcja i co raz głośniej wydmuchiwane, wykrzykiwane słowa – pojęcia japońskie związane z naturą (chmura, woda, lód, słońce itd.). W finale Fukshima w furii i histerii wyrzuciła bryłę lodu na zewnątrz galerii.

KNSWEW

Waldemar Piórko to młody polski performer pochodzący z Cieszyna. Mówiąc o swoich działaniach zaznacza, iż najbliższą mu problematyką jest ciało w rozumieniu organizmu kulturowego, kreowanego przez kulturę. Tego wieczoru był ubrany na biało w koszulę i lekki garnitur. W butonierce miał nożyczki. Występ rozpoczął ułożeniem na stoliku kilkunastu szpulek białej podobnej do nici gumki. Jedyny komunikat, który padł z ust performera był zdaniem: „Jeżeli ktoś nie chce brać udział w moim performance niech wyjdzie”. Piórko z igłą i nitką przewleczoną przez własne spodnie i garnitur począł zszywać, przyszywać do siebie kolejnych uczestników spotkania. W efekcie powstała sieć, plątanina związanych ze sobą osób, w centrum której znajdowała się osoba Piórki. Podczas finału akcji performer wyswobodził się z ubrania pozostawiając połączonych ze sobą ludzi szybko podnoszących nożyczki i rozcinających między sobą połączenia.

Alicja Pertkiewicz

Czy protokół jest potrzebny? Czym jest Normal Performance Artist? Pytania te zadaje Carlos Liavata – temperamentny Hiszpan. W swym performance wraz z Fausto Grossim zbudował sytuację naturalnie wnikającą w ciąg wszystkich wydarzeń festiwalowych tego dnia. Siedząc przy podzielonym na pół stoliku, prowadzili pisemny dialog na wzór konwersacji internetowych („ Facebook”). Niezwykle długa, niezwyczajna w formie rozmowa prowadzona była w języku angielskim i hiszpańskim. Każda zapisana kartka opatrywana była stemplem „Normal Performance Artist” i podpisami artystów. Wzbudzali powszechne zaskoczenie. Zdarzenie to poruszało kilka ważnych kwestii: istnienia w świecie protokołów porządkowych, uśredniających, ujednolicających zachowania i procedury, jak również kontaktów międzyludzkich. Liavata zadaje pytanie: czy cyber kontakty to nadal prawdziwe relacje? Jak sam twierdzi: najistotniejsze w rozmowie do dotyk niosący za sobą więcej informacji niż słowo. By to zobrazować na koniec artyści rozegrali symboliczną walkę na procę i rękawice bokserskie.

Katarzyna Gwoździk

Hillaro Alvarez (Hiszpania) rozpoczął akcję od pokazu slajdów dokumentujących swoje rzeźby. Prezentacja ta nie posiadała określonego klucza jeżeli chodzi o dobór prac. Po jej zakończeniu podniósł z ziemi papierową torbę, z którą skierował się do publiczności. Z niej wciągał opakowane w gazetę przedmioty, opatrzone napisami: „Open it. Watch it. Think about it. Feel it. Give it back to me”. Słowa te wypowiadał także sam artysta raz w języku angielskim, raz w hiszpańskim. Rozdane przedmioty były prezentowanymi z rzutnika obiektami Alvareza. Uczestnicy zdarzenia obserwowali rzeźby, dotykali je, doświadczali. W tym czasie performer rozłożył w równych dwóch rzędach pięć foliowych worków, w które to następnie wkładał z niezwykłym pietyzmem, namaszczeniem zwracane przez publiczność rzeźby. Kiedy wszystkie znalazły się już wewnątrz, artysta wziął młotek, którym począł ze stoickim spokojem rozbijać poszczególne prace, jak gdyby była to taka naturalna kolej rzeczy. Po dokonanym akcie destrukcji wszystko znalazło się w koszu. Tu pojawiają się pytania artysty: czym jest sztuka? czy stworzonym produktem, obiektem? może doświadczeniem, przeżyciem?

Katarzyna Gwoździk


Ostatnie zdarzenie należało do Brazylijczyka Marcusa Viniciusa – niesamowicie oddziałującego na zmysł wzroku i słuchu. W sali, w której odbywał się performance znajdowały się wiadra: podwieszone do sufitu - przedziurawione i ustawione na ziemi –całe. Artysta ubrany w biały kombinezon w gumowych rękawiczkach podstawiał drabinę pod wiszące wiadra i wlewał do nich wodę z pojemników znajdujących się na podłodze. Przez przewiercone otwory skapująca, spływająca woda wydawała w różnym natężeniu i rytmie metaliczny, krystaliczny dźwięk przypominający tykanie zegara. Po każdym nalaniu wody performer odchodził, siadał i spoglądał na to zjawisko. Ostatnia część akcji polegała na usypaniu przez Viniciusa przy użyciu szarego proszku napisu „time”. Każdą literę obwodził językiem. Na koniec spłukał się wodą z każdego wiadra, umył ręce i wyszedł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz